Jesień w tym roku przyszła wybitnie za wcześnie! Wszyscy spodziewaliśmy się, że będziemy się jeszcze wygrzewać w ciepłym, wrześniowym słońcu, a tu taka niespodzianka. Część naszej ekipy, która zwykła do pracy dojeżdżać rowerami jest bardzo niezadowolona, że ich ulubiony środek lokomocji musi coraz częściej zostać w garażu. A ponieważ aura nie sprzyja to przy porannej kawie chętnie „zachwalamy” pogodę i omawiamy różne zagadnienia z zakresu jesiennych chwil przyjemności. W końcu każdy ma swój sposób na te ponure dni.

Przed nami ta pora roku, którą najlepiej spędzić pod kocykiem, z kubkiem gorącej herbaty z dodatkiem korzennych przypraw. Do tego ulubiona robótka. Frywolitka, sutasz, a  może jakiś koralikowy naszyjnik? A może szydełko? Mimo tego, że coraz trudniej o dobre światło i ciemno robi się już stanowczo za wcześnie, to częściej sięga się po rękodzielnicze zajęcia.  Rozmawialiśmy o tym trochę ostatnio w naszym koralowym biurze i wtedy padło pytanie: czy rękodzieło jest hygge?

Znasz to pojęcie? Ostatnio te duńska filozofia robi furorę na świecie. Bezpośredniego odpowiednika słowa hygge nie znajdziesz w polskim słowniku. Najprościej można ją opisać jako błogość, relaks i radość z każdej chwili. Krótko mówiąc, wszystko to co wprawia nas w dobry nastrój. Brzmi jak bajka. Od razu wyobrażam sobie piękne skandynawskie wnętrze, miękkie tkaniny, ulubiony dresik (stylowy oczywiście), zapach kawy w powietrzu i inne przyjemności. Wiadomo jednak, że tak pięknie i lekko nie jest, a każdy dzień stawia przed nami niekrótką listę zadań. To, co pocieszające, to że zawsze znajduje się na niej coś związanego z rękodziełem (przynajmniej u mnie).

A kiedy myślę o rękodziele, a właściwie o tym, że będę coś szyła, na przykład kolejne sutaszowe kolczyki, to rysuje się przede mną taka wizja. Uporałam się ze wszystkimi domowymi obowiązkami, pies i kot nakarmione, wyspacerowane, śpią w kąciku. A ja robię sobie aromatyczną kawkę w ulubionym kubku, włączam ulubiony serial i rozkładam koraliki, sznurki na biurku. To moje królestwo. Lubię też zapalić sobie jakąś miłą w zapachu świeczkę i jestem w innym świecie. No może do momentu, kiedy kot postanowi pobawić się koralikami. Na pewno wiecie co mam na myśli.

To jest takie moje hygge, tylko nie wiedziałam do tej pory, że tak to się nazywa. Ale nie martw się, jeżeli Twoje wygląda inaczej. Może lepiej pracuje Ci się przy ulubionej muzyce (wolisz Mozarta, a może heavy metal)? A może zupełnie coś innego wprawia Cię w ten lekki stan szczęścia i relaksu? Koniecznie napisz w komentarzu, co jest Twoim hygge i dlatego to właśnie rękodzieło!